Birkenau, przeklęte Birkenau...
Proszę siądź i powiedz jak to było....
Żyłem spokojnie, nie wadząc nikomu
Siedzieliśmy z moją rodziną w domu
Wtem świst kul i krzyki ciszę przerwały
A wrogie wojska nas z domu porwały
Cały dobytek mego życia płonął
A ja z dwójką synów i z moją żoną
Jak ścierw wleczony, skuty łańcuchami
Razem z tysiącami innych za nami
Potem masowo nas pchali w wagony
A każdy jeden tak zatłoczony
Jakoby bydło wieźli nie ludzi
A ten co zasnął, już się nie zbudził
Gdy pociąg stanął drzwi otwarli
Wszystkich nas siłą na zewnątrz wydarli
Kazali nam iść i gdzieś prowadzili
Tych co upadli bez słowa zabili
W końcu doszliśmy przed wielką bramę
Widok straszliwy ten zapadł mi w pamięć
Wkoło płot cały z drutu kolczastego
Nikt by nie zdołał przejść żywo przez
niego
Synków obydwóch gdzie indziej zabrali
W miejsce co wszyscy "prysznicem"
nazwali
Lecz ja nie wiedziałem, że nigdy więcej
Żadnego z nich nie przytulą me ręce
Dokoła mnóstwo baraków drewnianych
Ludzi zgniecionych i zapłakanych
W grupy nas wszystkich porozdzielali
Potem nam jakieś numery nadali
Krzyk czyjś słyszałem, potem padły
strzały
Swym martwym hukiem, te krzyki przerwały
Potem pusta cisza płaczem wypełniona
Płaczę nad małżonkiem, jego wierna żona
.
.
.
Nie! Proszę, nie chcę już tego wspominać
Morderczej pracy, 'łaźni', zabijania
Niech ktoś mi powie - gdzie tu nasza
wina
Że nas porwali z naszego mieszkania...
...powiedz nam o wszystkim co się tam zdarzyło.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.