...Black Angel...
On siada na skraju mego łóżka co noc
i tylko czeka aż wyciągnę z szafki to
coś.
Ja biorę to do ręki
i mocno przeciągam po nadgarstku.
Krew spływa po mej dłoni.
I kończy się moja męka.
Czarny anioł wyciąga rękę
i chwyta mnie w swoje objęcia.
Przytula i otula mnie swoimi skrzydłami.
Zaczyna czule całować.
Próbuję się wyrwać...
On nie jest balsamem ból kojącym
na moje krwawiące rany.
Przez niego jest jeszcze gożej.
Anioł stóż tylko stoi
i nie może nic zrobić.
Patrzy na to co się ze mną stało.
Wybacz mi proszę, za to co robię.
Teraz będzie Ci lżej, bo ja odejdę.
Anioł w czerni zabiera
mnie do krainy cieni.
Już należę do niego
aż po wszystkie wieki.
Nagle dzieje się coś dziwnego,
anioł wypuszcza mnie z rąk.
Nieprzytomna padam na łóżko
i nie wiem co się stało.
Rano budzę się a
anioł zniknął gdzieś
razem z poranną mgłą.
Część krwi po ręce spłynęła
a reszta przez noc zaschnęła.
Anioł pokochał mnie a ja anioła
chociaż ta miłość była nam zabroniona.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.