W błogim szaleństwie
Miasto leżało u naszych stóp
Ona i ja śpiewaliśmy pijani miłością
Na rogu ulic mały chłopiec zakrywał
twarz
jakby nie chciał patrzeć na nasze
szczęście
być może przyszłość naszą już znał
Różańce drzew szeptały cicho
modlitwę o deszcz
Spóźnione wiersze jak niespokojne ptaki
ulatywały przez uchylone okna
Wszystko tu było takie bliskie
i jej uśmiech
rozlewający się na twarzy
jak górskie potoki
i czarne firmamenty
półprzymkniętych powiek
Dni mijały jednakie
a nasze pocałunki
wymykały się gdzieś
hen poza horyzont
Całowałem w jej ustach nadzieję
i odrobinę miłości
którą zdążyłem rozbudzić
Potem zabrała ją razem z sobą
w małej podróżnej walizce
a ja głupi piłem w błogim szaleństwie
z nadzieją że w końcu pęknie mi serce
Manuel del Kiro
Komentarze (3)
Różańce drzew mnie zachwyciły.
Jedna z moim nowych książek ma w tytule Róże i tak
sobie pomyślałem :)
Teraz stopniowo będę nadrabiać moje zaległości, więc
dziś jestem u Ciebie gościem.
nie każda miłość ma dobre zakończenie.
Prawdziwy wiersz.