Boże Swatanie
Kto wie o nich samych tyle co oni?
Kto czuje ciepło serca tak jak oni?
Sam Bóg pokazał im drogę.
Usiadł, patrząc strząsał opokę.
I czekał aż ruch któreś wykona.
Ciekaw był czy ich do siebie przekona.
Siedzieli młodzi na ławce w sieni,
Cicho, namiętnie w siebie wpatrzeni.
I Bóg odezwał się w jego duszy:
"Niechże dziewczyna zaczynać nie musi"
Odezwał się wreszcie pierwszy
młodzieniec:
"Piękna pogoda i cóż za rumieniec"
Więc i dziewczyna, chociaż od
niechcenia,
Zaczęła wnet rozmawiać, nie słuchawszy
sumienia:
"Rumieniec, rumieńcem, to namalowany, lecz
cóż to za młodzieniec dosiadł się do
damy"
Bóg tak rozbawiony, aż parsknął
śmiechem.
W pobliżu młodych zadudniło echem.
"Czy coś mówiłaś moja droga damo?"
"Nie, mój młodzieńcze, to echo się
śmiało"
"Gdzież moja damo, to echo nie było,
wyraźnie słyszałem, że coś tu wyło"
"Oh mój młodzieńcze, toż tylko echo"
Powiedziała dziewczyna kryjąc się pod
strzechą.
I Bóg zważywszy na to co uczynił,
Z głośnego śmiechu aż się pochylił.
Lecz stwierdził także, że on swatać nie
może.
Uczynił Amora i do nieba poszedł.
...przepraszam, chyba nie wyszedł ten "wiersz"...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.