Brutus † 02.07.2007
Dedykuję Ten wiersz biednemu pieskowi Brutusowi zmarł drugiego lipca tego roku.
Nazywałem się Brutus.
Brutus tak się nazywałem.
Pamiętam byłem mały miałem rodzeństwo.
Mama mnie karmiła i dawała ciepłe
posłanie.
Było mi dobrze.
Dostałem swoją budę.
Przywiązany byłem do niej łańcuchem.
Pewne właściciel bał się, że stanie mi się
coś złego.
Czasami dawali mi jeść. Pewnie nie miał
pieniędzy.
Codziennie czuć było od niego alkohol.
Pewnie miał zły dzień albo kolega miał
urodziny.
Często widziałem jak bił swoją żonę.
Może tylko się bawili ?
Dzieci często płakały.
Może w szkole coś się nie udało ?
Wyczekiwałem dnia w którym będę obchodzić
swoje pierwsze urodziny.
Jakiś czas przed tym.
Moja towarzyszka z podwórka miała mały
problem.
Wiem, że ją bolało wołałem o pomoc.
Przyszedł mój Pan.
Kopnął mnie.
Szarpał za mój łańcuch.
Pchał mnie na budę.
Po pewnym czasie przestał.
Przyszedł z metalowym fragmentem płotu.
Zaczął nim we mnie uderzać.
Zaczęła piec mnie skóra.
Błagałem żeby przestał bo to bolało.
On bił coraz mocniej i mocniej.
Czułem tylko jak moja skóra Czerwieni się i
linieje.
Upadłem na ziemie.
Brakowało mi sił by wstać.
Mój Pan bił coraz mocniej.
Po chwili nie czułem bólu.
Oczy zamknęły się.
Serce przestało bić.
Zrobiło mi się zimno.
Widziałem ciemność.
A gdzie mój właściciel który tak mnie kocha
?
Gdzie moja buda ?
Mój łańcuch ?
Gdzie moja współtowarzyszka. ?
Wszystko przepadło
Dlaczego ?
Czemu byłem nie grzeczny ?
I Co zrobiłem źle ?
Zakatował go jego własny właściciel. Którego tak kochał.
Komentarze (1)
Gdybym miala przed saba tego wlasciciela to by chyba
przy mnie juz dlugo nie pozyl,sprowadzilabym jego
zycie do takich samych cierpien jakimi bil swojego
psa....
ZASZCZELIC TAKIEGO MALO POWIEDZIANE!!!!