butelka
butelka prawie już pusta
powoli do głowy dochodzi
wieczorne szaleństwo.
To dziś zapewne wykrzyczę,
tak strasznie w pijackim amoku,
słowa duszone w piekielnej
głębi zamknięte.
słowa nienawiści i niewiedzy
bólu, żalu i miłości.
butelka już pusta.
wykrzyczałam w przestrzeń
duszną, zbyt wilgotną
by oddychać (jednak pełną
westchnień pospiesznych rozkoszy)
słowa nienawiści i niewiedzy
bólu, żalu i miłości.
Wyrzucam z siebie
każdy pojedynczy smutek,
każdą gorycz.
łzy skrapiają już obficie policzki,
na skroni pulsuje zmęczona tętnica,
czerwone z wysiłku oczy opadają w
ciemność
zatrzymują się w wieczności,
raczej w nicości…
nie odczuwam bólu tylko
pustkę wszechogarniającą.
tracę zmysły, budzę się-
spadam, staczam się w otchłań
Butelka spada ze stołu.
czy to moja ręka zadecydowała
o jej marnym losie?
Leżąc wśród odłamków szkła
powoli odzyskuję świadomość…
nikt nie zauważa, że całe moje ciało
pokryła czerwona plama-krew
Każdy tylko równomiernie spoconym ciałem
łapie odłamki tlenu z powietrza,
wyławia pospieszny oddech.
moje słowa wykrzyczane w pijackim amoku
nadal wiszą nade mną
czy nikt ich nie słyszał, nie słyszy?
Ty słyszałeś, ale wolisz udawać,
żeby nie zranić mnie bardziej.
A ja pytam już tylko:
czy to jeszcze możliwe?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.