By pokonać samą siebie..
Jak się wtedy czułam? Nie potrafię
powiedzieć..
Wchodziłam tam by pokonać samą siebie..
Nie chciałam Twoich braw ani okrzyków..
Chciałam sobie pokazać, że nie żyje w
krzyku..
Co mówiłeś.? Tego już nie pamiętam..
Jezus to uleczył, choć jak tańczyć nie
pamiętam..
Zabrałeś to, lecz powiedz czemu.?
Fioletowy Anioł wciąż w innych cieniu..
A gdzie krzyż.? Twój wisi odwrotnie..
Nie dotykaj go, raniłeś Jego owce..
Nie rozumiesz.? Zastanów się głębiej..
Kolce róży wbiłeś mi w skronie..
Fiołki w deszczu opadły na dłonie..
Wielki stadion i złączone usta..
Pytasz czy tęsknie.?
Za Tobą wcale.. A te doznania spaliłam na
stałe..
A różaniec.? Spaliłeś..
Czy już nie pamiętasz.?
Jak tańczyłeś przy ogniu a ja w głos się
śmiałam..
Byłeś dla mnie wszystkim wtedy się nie
bałam..
Byłeś moim panem.. Tylko ciebie
słuchałam..
Tak mnie opętałeś, Anioł tylko wie co się
wtedy działo..
Fioletowy cień z czernią się złączył..
Nie chce tego znowu, nie chce od
początku..
Komentarze (1)
Można chyba zaliczyć ten wiersz do twórczości
egzorcystycznej (jeżeli tylko taka jest), czy
ezoterycznej, ale nie bardzo się na tym znam. Ale
brawa za niesamowitą otwartość i odwagę; w końcu to
też pewnego rodzaju rozliczenie na które nie wiem, czy
mnie byłoby stać. Ale przecież, jeżeli ku temu, co
zapowiada tytuł, to nie ma (i nie było) co się za
wiele zastanawiać. Pozdrawiam.