Byliśmy we śnie, jesteśmy
Poprzez pyłki odczytujemy nasze palce,
poprzez płatki, dmuchawce… Usta. Nasze usta
nabrzmiałe czerwienią krwistej róży…
I te usta znojne, wilgotne. Te usta
wspólnym oddechem spętane…
Powiedz mi. Spójrz, jak płoną kwiaty.
Jak wonnym niosą się echem na skraj
widzialnego lata.
Te usta nasze. Sperlone rosą dłonie.
W tym dusznym ogrodzie,
wonnym, ponętnym, nieśmiałym …
Widzimy piękno.
Słońce spomiędzy liści wychyla się kulą.
I jakiś obłok jak żagiel
zagubiony, senny…
… biała smuga po odrzutowcu…
Co z rozpostartymi skrzydłami nad polami
leci, nad łąką…
Daleko
leci…
… za las…
Tu w poświacie zachodu
długie cienie
umykają na wskroś.
Łączą się i giną
w liliowej purpurze.
W nadciągającym zmierzchu jesteśmy.
Odkrywając się, kiedy ciemność spowija nas
niczym kołdrą.
Dotknij moich ust. Dotknijmy nawzajem
siebie.
Jak kochankowie
zagłębieni
w trawie,
co posiedli niebo.
Dokąd poprowadzi nas teraz wzrok?
Wyżej. Jeszcze wyżej…
Aż po wierzchołki strzelistych topól,
których szpaler kołysze się na skraju i
chwieje.
Kocham
cię…
… wiem…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-03-07)
https://www.youtube.com/watch?v=fiXPPPzFz34
Komentarze (2)
Przepięknie, ulotnie, a tak prawdziwie.
Pięknie.
Pozdrawiam Cię ciepło Arsisie.
Dobrego dnia :)