O capieniu też...
...klimat wiersza dziwny raczej...
Cap razem z capiną zrobili kolację,
a że ich pokarmem nie były frykasy,
to by uwydatnić własne fascynacje,
czosnkowej kupili, dwa pęta kiełbasy.
Cebulkę skroili w cieniutkie paseczki,
czerwoną paprykę, perfidną w ostrości,
octem pokropili – małe dwie
łyżeczki,
by dodać sałatce właściwej jakości.
Ser głównie pleśniowy, co ma aromaty,
tak czułe na nosy, capowej rodziny,
musiał się pojawić, tworząc te klimaty,
cuchnąco – pachnące odoru
,,wyżyny’’.
Cap oraz capowa byli zachwyceni,
wszyscy na kilometr czuli woń kolacji,
co drażni normalnie czułe powonienie,
ale pozbawione dziwnych fascynacji.
Choć inni coś czuli, to nic nie mówili,
szanując nawyki i innych dziwności.
Kiwali głowami, nosy wszak krzywili,
porażeni siłą takiej odmienności.
Lecz jak można długo, znosić te
zwyczaje,
co każą zatykać nosy, i udawać,
że capienie modnym problemem się staje,
i nas nie dotyczy ta śmierdząca sprawa.
Musimy coś zrobić, musi być też rada ,
na wszystko co przykry odorek
posiada…
Komentarze (5)
oj chodzi w Twoim wierszu o rodzinkę....ale nie
kozią....gratuluję...:-)
Świetne "toto"...niby na wesołą nutkę - ale gdyby się
tak zastanowić...
Fajny klimat, jak z tego ogłoszenia, uwaga- klasyka:
"Kozy dwie sprzedam. Capa gratis". A zapaszki....
Indianie ponoć wieszali mięso i jedli dopiero, aż
spadło...
inny klimat... wiersz bardzo dobry, zostawiam plusa
Hmm... czytało się szybko, zabawnie, a co ciekawe
można to porównać do człowieczeństwa naszego :) " te
zapaszki' fraszko-wiersz(nazwałabym) bardzo dobry i
oby każdy wyciągnął odpowiedni wniosek:) i tez nie
wszystko przecież ,co nazywa sie zapachem -ładnie
pachnie :)