Chcę, żebyś wiedziała
Mojej żonie
Gdybym czasem umarł, którejś nocy
ciemnej
Lub w dzień jasny trafił do śmiertelnej
matni,
Nie roń łzy samotnej, smutnej,
niepotrzebnej.
Usłysz głos mój proszę, już po raz
ostatni.
Chcę, żebyś wiedziała ile w sercu moim
Zakwitało kwiatów dzień w dzień dzięki
Tobie,
Ile ran bolesnych głos Twój co dnia
goił,
Ileś mi dawała w zdrowiu i w chorobie
Radości, co girlandą ozdabiały chwile.
Choć czasem kropla słona na ziemię
kapnęła,
To zaraz z tej ziemi sfruwała motylem
I w blaskach i barwach cudownych
niknęła.
Chcę, żebyś wiedziała, że w tunelach
życia,
Gdzie często ciemno, zimno, głodno,
Byłaś gorącej herbaty łykiem do wypicia,
Kocem, kromką chleba, byłaś mi
pochodnią.
Byłaś cudem równym wiszącym ogrodom,
Co to patrzeć na nie zawsze jest za
mało.
Przecudowna sercem, umysłem, urodą,
Byłaś tym najlepszym, co mnie tu spotkało.
Komentarze (1)
Popłakałam się... Coś pięknego...