Chochołowej pannie
Zasypiają drzewa cicho bez pośpiechu
porzucają twarze pożółkłe w bezdechu.
Pająki mgły niosą niosą pajęczynę
obleką welonem chocholą dziewczynę.
Zanim dzień się stoczy z winem do
zachodu
zapadną w czeluście śniącego ogrodu.
A ogród odchodzi jeżom marzną nogi
zawróćże jesieni wszak jesteś w pół
drogi.
Niosą jeże liście niosą kłaki trawy
zakopią głęboko – jeden z nich kulawy.
Październik krwi żądny krwawią ręce w
różach
parzy się herbata na skraju podwórza.
Herbata różana wiatr się skrada z pola
rozdmuchuje liście – jeżowa niedola.
A ten co kulawy spod liści przegnicia
wychynął i słucha serca domu bicia.
Jesień pod próg wpełzła i przegania
ptaki
przelatują wróble każdy byle jaki.
Szary byle jaki cieplej przy kominie
zbierają na wiano chocholej dziewczynie.
Niosą jeże liście niosą pióra ptasie
na słotną pogodę na gniazda przydasie.
Niosą sieć pająki łowić będą smutki
chochołowej pannie dzień na płacz za
krótki.
Wplątana w rozstaje i w jeżowe drogi
nie gardź nią jesieni – marzną bose nogi.
Komentarze (18)
Bardzo ładny wiersz.
"Dziadami" zaśpiewałaś, Wernyhory Chochołem,
a ja przy szklanicy winka, siedzę sobie za stołem.
niezłe ciekawe