Ci co przed nami
Kłos zbożowy od słońca rumiany
Żytnim chlebem będzie z czasem nazywany
Kropla rosy w kałuży leżąca
Będzie wnet z nieba spadająca
I ten promyk co za świerka wygląda
nieśmiale
W południe będzie topić najtwardsze
stale
Pąk róży główkę swą podnosi
On o tą kroplę rosy prosi
- Chcesz już iść ukochany?
- Muszę...- odrzekł stroskany
Słońce śmielej zagląda do okien
-... mniej ją będzie boleć gdy przekradnę
się bokiem...?
Minuta za minutą i sekunda już się
zbliża
To marnotrawstwo czasu jego sercu ubliża
Ona twarz twardą jak granit zachowuje
Choć w sercu inne obliczę się maluje
Oddała by wszystko by zatrzymać tą
chwilę
Przerwały jej smutki wspomnienia o nim
miłe
Niestety życie nie oszczędza uczuć:
Miłości, radości, współczuć
- Wychodzę... czy wrócę...? Kocham...
- Ja także i czekam i szlocham!
Osobne ramiona wspólnym się stały
Te serca kochały, kochają i będą kochały
Uściski ich niestety się zwolniły
Ich umysły z myślami się biły
Jeszcze ostatnie spojrzenie i ostatni obraz
twarzy
Tak boskiego portretu nie namaluje choćby
setka wybitnych malarzy
Tylko ślad buta pozostał na trawie
Ich serca nie chcę już żyć na jawie
I tak się stało i tak się skończyło
Smutno na tym świecie się im żyło
On odszedł za sprawą pojedynczej kuli
Ona odeszła z tęsknoty dożywszy wieku
sądnej matuli
Komentarze (1)
Ładny wiersz, choć trochę pomieszany. Najpierw piszesz
o przyrodzie, potem nagle przechodzisz do uczuć
ludzkich.. Ale ogólnie podoba mi się ;)