Ciąg dalszy, filmowej inspiracji
Witam Was kochani i serdecznie pozdrawiam,
życząc pogodnego weekendu. Pięknie dziękuję
za miłe komentarze i zapraszam na ciąg
dalszy, filmowej inspiracji:)
Zbliżał się termin spotkania wszystkich
sąsiadów z okolicznych domostw, który
poniekąd był już tradycją, przed
nadchodzącą zimą. To doroczne przyjęcie
obligowało do odświętnych strojów, których
raczej na co dzień nie praktykowało się.
Kiedy obie panie, czyli Marty i Missie były
już gotowe do wyjścia, Clark niemal
oniemiał z zachwytu. Wyglądały bardzo
szykownie a zwłaszcza córka, która zrobiła
na ojcu ogromne wrażenie, w jakże pięknej
różowej sukience. Kiedy dotarli już na
miejsce, dziewczynka również wzbudziła
zainteresowanie, a szczególnie wśród
koleżanek i kolegów – z zachwytu, aż
porozdziawiali buzie. Kiedy wracali z
powrotem do domu, nagle Marty złapała się
za brzuch – były to pierwsze ruchy jej
dziecka a i zmarłego męża, a obecny
dowiedział się o tym w tej właśnie chwili –
cieszył się, że jego żona będzie miała choć
cząstkę kogoś kogo kochała, a kto już nie
żył. Trudne chwile przeżywała Marty, choć
relacje między całą trójką, poprawiały się
z dnia na dzień. W pewną niedzielę, kiedy
to Clark jak zwykle poszedł do ‘kościoła’
(tak nazywał miejsce dość odległe od domu),
gdzie siadywał na ławce, rozmawiał z
Bogiem, a także śpiewał. Tym razem, Marty
poszła za nim (choć w tajemnicy przed nim)
i obserwowała z daleka, jak się zachowuje i
co robi. Kiedy tak podpatrywała męża, nagle
zauważyła konia którego skojarzyła ze
zmarłym mężem i oddaliła się nieco.
Niepostrzeżenie zaczął padać śnieg, który
przerodził się w straszną zawieruchę, a
która to uniemożliwiła widoczność na
wyciągnięcie ręki. Kiedy Clark wrócił do
domu, zdziwił się że nie ma w nim żony,
jednak Missie natychmiast mu powiedziała,
że Marty wyszła zaraz za nim. Przerażony,
postanowił ją odszukać. Nie było to jednak
takie proste, ponieważ śnieżyca wzmagała
się i trudno było znaleźć drogę. Nim
wyszedł, poinstruował córkę co ma robić,
gdyby nie wrócił do dziesięciu minut - dał
jej pistolet i kazał strzelać w powietrze.
Dziewczynka odczekała umówiony z ojcem
czas, a następnie oddała parę strzałów. Nie
zdało to jednak egzaminu bo naboje się
skończyły, a Clark z żoną na rękach, wciąż
błądzili w śnieżnej zamieci. Missie
jednakże nie dała za wygraną i szybko
wpadła na pomysł, w jaki jeszcze sposób
mogłaby pomóc ojcu, w powrocie do domu. Nie
namyślając się długo, złapała za jakiś
stary garnek i dużą łyżkę i niczym w bęben
waliła z całej siły - może nie była to
zbytnio wyszukana metoda, ale jakże
skuteczna. Niby mała dziewczynka, a
potrafiła zachować zimną krew i uratować,
dwoje bliskich sobie ludzi. Cdn.
Komentarze (24)
ciekawa historia a Ty to pięknie opisujesz:-)
pozdrawiam
Ładna proza Isiu :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Scenarzystka filmowa, Isia05 tęga głowa,
w Hollywood ruchy...kto zacz, a Ty w przyszłość już
patrz.
pieknie opisujesz, jak zawsze z przyjemnoscia
przeczytalam:)
pozdrawiam :*)
pięknie Irenko z przyjemnością przeczytałam Pozdrawiam
serdecznie:))
Przecudna, filmowa inspiracja ściskam i pozdrawiam :)
W takim razie czekam na ciąg dalszy :) Pozdrawiam
serdecznie +++
Piękny tekst.
z przyjemnością przeczytałem pozdrawiam