Cień
Noc spowiła całe miasto,
Poraz kolejny mrok wkradł się w każdy
zakontek mej duszy
Opuszczam mą twierdzę - mój dom
Wychodzę...
Błąkam się po ciemnych uliczkach,
rozjasnia je tylko blask lamp ponad moją
głową
Są jak swieczki nad grobem nieznanego...
Oni mnie mijają...
Nikt niezauważa...
Inni spogladają nieodgadnionym wzrokiem
Co mają na mysli widząc mnie...
Może wcale mnie nie dostrzegają...
Spogladają tylko na kolejne wystawy
sklepowe rozswietlone lampkami...
Snuję się jak cień...
Jedyne co czuję...
to tylko przeszywający mnie zimny
dreszcz
Kiedy poraz kolejny wiatr wieje mi w
twarz...
On mnie zauwaza...?
Nie...
On tylko biegnie swoim dawno obranym
torem
Ja jestem intruzem na jego niekończącej się
drodze.
Nie...!
Jesli jest to jedyny sposób by zostac
zauważonym...
Nie zejde jemu z drogi...
W końcu bedzie musiał się odezwac
Choćby po to by mnie przegonić...
ale...
Moze los wiatru jest lepszy od żywota
cienia...
Cien ginie każdego wieczora...
Odradza sie rankiem...
...a wiatr...
...on brnie przez trudy tego swiata...
Jest nieugiety....
Cien i wiatr...
Dwa swiaty... różne lecz tak podobne...
Istnieją...lecz są niezauważani...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.