Cieńka nić prawdy...
Tym, którzy mnie rozumieją... a jest ich niewielu
Mój mózg ociera się o ściany tego
pokoju,
Drętwa cisza nie chce zostawić mnie w
spokoju.
Atomy powietrza cisną się na twarz,
Uderzają o nią, lecz ona jest odporna
niczym głaz.
Ściany drżą z każdym biciem serca,
Odpadający tynk już koniec potwierdza.
Zrywające się tapety i czerń z nich
wynużająca,
Jest schyłkowi sprzyjająca.
Niedługo, niedługo już to się stanie,
Za rękę z ciemnością nadchodzi
rozstanie.
Mury więzienia pękają,
Tylko pozostałości kłębiastego dymu
zostają.
O zenicie! Nareszcie jestem wolna,
Tuż pare kroków ode mnie kroczy nadzieja
polna.
Będę z nią podróżować w przestworzach,
Nocować będę w najsłodszych niczym wino
morzach.
Już, już w duszy czuję swobodę
spełnienia,
Staje się królowa mojego sklepienia...
Lecz... ból, ból znów mnie w środku
ściska,
Aureola marzenia niczym bańka mydlana
pryska...
Czuję cały budynek na swoim ciele,
Do szczęścia pozostało mi tak wiele...
Póki, co przestanę do zimnych tapet
wzdychać...
Póki, co przestanę w kajdanach
oddychać...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.