Cierpienia Młodego Mateusza G.
Leżę na sofie, umieram powoli
Promienie słońca przebijające się
Przez drzew gałęzie kłują mnie w oczy
Aż boli.
Zamykam omdlewające powieki
Dyskretny uśmiech pojawia się na twarzy
Dlaczego?
Bo ciebie mam na myśli, w duszy.
Lecz trwać nie moge długo w zadumie
Przyśnić mi sie przytrafiło że moje serce
obok twego kwiliło,
jednak rano sie budzę i myślę "Boże
kochany!,
zamiast koło ciebie leże koło ściany".
I tak umrzeć, czy zapaść się w łoża
beztroski,
jest to samo kto czuje miłości troski.
Żyć nie potrafię i umrzeć niegodzien
Smak wody czystej w gorycz zmieniłem,
Gdyby z ust twoich pić,w miód zmieniłyby
się trucizny
Z obnażonych piersi krągłości nektar bogów
sączący
Jednak to nie ambrozja przynosi uniesień
szczyty,
To twa jedwabna skóra ukrywa w sobie me
zachwyty,
Im więcej o tobie myśle, tym bardziej
ciebie pragnę
Goreję lecz gasne,twe oczy nie widzą mego
płomienia
Nie przyniesiesz mi płomienia z
zachodzącego nieba skłonienia
Bo nie ma ciebie.I szarzeję i blaknę,w
nicość się obracam.
Próbuję błotem obrzucić moje marzenia o
Tobie w snach
Jednak wspomnienia mnożą sie, wyraźniejsze
są niż piach.
Dlaczego tak wiele goryczy kosztuje mnie
rozkosz zbliżania się do Ciebie?
Ugodź mnie skalecz! Niech wiem że żyję!
Jeśli nie chcesz zabij! słodsze to od
gniewu
Krew lecącą z sączących mych ran,
niech nigdy z Twych lic się nie zmyje.
Naznaczona przezemnie,tylko
moja,pamiętajcie o mnie!
Padam z nóg,zobacz jak upadam,głośno
spoczywam
Żebyś wiedziała gdzie szukać, gdzie z grobu
życia mnie porywać.
Cel życia,zmusza do porzucenia życia, nie celu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.