...Czarnoskóry i biały Anioł...
Nietolerancja dla ludzi innego koloru skóry, innej rasy... Istnieje do dziś... tylko, dlaczego?!... Czy Ci ludzie tak naprawdę, Różnią się czymś od Nas?!... Nie... Wręcz przeciwnie!:)
„Była śliczną dziewczyną,
Anielską urodę miała…
I nie jednego chłopca,
Tym do siebie zwabiała…
Była wrażliwą,
Romantyczką,
Wiecznie dążącą do celu…
I choć kochało się w niej tylu…
Ona przyjaciół wolała …
Miła,
Wesoła i pewna siebie…
Lubiła żyć wspomnieniami,
Patrząc się przed siebie…
Marzyła godzinami…
Uwielbiała zapach kwiatów i spacery pośród
gwiazd…
Uwielbiała ludzi,
Życie,
Cały świat…
Zawsze optymistką i przykładną dziewczyną
była…
Po wielu latach w końcu,
Naprawdę się zadurzyła…
Czuły,
Opiekuńczy i szaleńczo miły…
Swym sposobem życia,
Dodawał jej wiary i siły…
Taki był, jej miły…
Miał pięć lat więcej i kochał ją całym
sercem…
Był czarnoskóry…
Ale to jej nie przeszkadzało…
Przecież nie po to stworzył Nas Bóg,
Byśmy mieli to samo…
Każdy jest inny,
Każdy inaczej wygląda…
A doprawdy nie warto sądzić ludzi ”po
wyglądach”.
Kiedy z Nim na ulicy pokazywała się,
Ludzie się na Nich patrzyli i stukali po
głowie się…
„Dziewczyno, czy innych chłopców
białych nie było?!
Czemu czarnemu oddałaś swą
miłość?!”.
Często, kiedy to słyszała do ukochanego
swego mawiała:
”Nie martw się, ja takim, jakim
jesteś Cię pokochałam...”.
Niektórzy szydzili tak bez
pretekstów…
z Niego,
Bo zazdrościli,
Że to przez Niego, zostało podbite jej
serce…
Śmiali się mu w twarz,
Gdy szedł po ulicy…
Aż w końcu kiedyś, zaczepili Go
ulicznicy…
„Ej czarny, zostaw lepiej tą małą,
bo Bóg nie po to dał jej piękno, by się z
takim marnowało…”
Te słowa bardzo Go raniły,
Gdy przyszedł do domu…
Przytuliła Go: ”Mój miły…co Ci
się stało?”,
„Nic…kocham Cię, ale to chyba
za mało…Ty jesteś piękną dziewczyną,
białą…
ja nie zasługuję na Ciebie…więc może
lepiej będzie jak odejdziemy od
siebie?...”.
„Co Ty mówisz…kocham nikogo jak
Ciebie i nigdy na nikogo nie wymieniłabym
Ciebie!
Jesteś jedyny!
Dla Ciebie chcę żyć…bez Ciebie
kochanie nie liczy się nic…”
I czule Go pocałowała…
Jego serce uradowała…
Następnym razem,
Gdy spacerowali…
Już na uliczników uwagi nie
zwracali…
Więc po jakimś czasie i oni czepiać się
przestali…
Widząc,
Że nic nie wskórali…
A tylko krzywdę im wyrządzali…
Po jakimś czasie On i Ona,
Stanęli przed ołtarzem z dzieckiem w
ramionach…
Byli pewni,
Że ich miłość przenigdy nie skona…
I żyli szczęśliwie do końca swych
dni…
Malując swe życie,
Kolorami chwil…”
p o z d r o a l l =***
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.