Czas
Siada przed lustrem chustkę mokrą od łez
odkłada
zastyga w bezruchu, zaczyna w duchu
opowiadać
pamiętam, jak byłam mała, miałam lat
parę
nie mogłam wyobrazić sobie siebie starej
co było dalej? wolność była mi bliska
Los, blask niósł, a nie troską tryskał
ale iskra dzieciństwa prysła, koniec
Wczesna młodość, dość często tęsknię do
niej
powiew lat dorosłych zapoczątkował ślub
mój
związek, cieszę się, choć przeszedł wiele
prób już
prócz prób w trud różnych momentów
szczęścia
mój cud, w końcu narodziny dziecka - to
córeczka
Reszta nie tak ważna wtedy
gdy była tym słońcem na nękające biedy
Kiedy się obejrzałam, sama stała się
dojrzała
suknia, welon, kłótnia, przełom maja
ja namawiam ich żeby zamieszkali u mnie
majątku szczątki, początki bywają trudne
Stało się, cztery osoby pod jednym
dachem
wkrótce pięć i sześć bliźniacze wnuki za
jednym zamachem
Ja ze strachem zerkałam w przyszłość
mimo tego, że powodzić się zaczęło
szybko
fart fortuny, niewart otrutych więzi
dystans moc zyskał w połyskach pieniędzy
między innymi temu po paru latach w
marcu
wszystko zgasło, transport do domu
starców
Dom spokojnej starości, kto mu dał takie
miano
chory schron samotności, czemu tak go nie
nazwano?
Halo, mamo, to ja twoja miłość
raz na dwa lata odwiedzin częstotliwość
zażyłość prysła, wraz z obrazą do mego
dotyku
Odstawiona, jak eksponat do skupu
antyków
to jak artykuł o zapomnianym Bogu
oddany miastu zwiastun gorzkiego nekrologu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.