Czemu tak bardzo kocham coś zjadać
Już jest piętnasta, jak ten czas leci,
ledwie przed chwilą jadłem śniadanie.
A teraz zupka, z grilla kotlecik,
mizerii stosik na dojadanie.
Tuczę się ciągle niczym oposik,
który na tucz ów został skazany.
Bo wciąż upycham maleńkie cosik,
w żołądek ciężki i rozepchany.
Zbliża się wieczór, bo osiemnasta,
jeszcze pamiętam obiad zjedzony.
Wyciągam bułkę, kładę omastę,
rozbijam jajka w dwa balerony.
Jakże się męczy człowiek tym daniem,
choć oczy proszą nic nie podawaj.
Na nic odmowy, na nic staranie,
decyzję podjąć niełatwa sprawa.
Idę do łóżka , burczy mi w brzuchu,
przerywam spanie mknąc do lodówki.
Choć głos drażniąco dźwięczy w mym
uchu,
zmuś się człowieku już do głodówki.
Próżne staranie, wyjadam lody,
które z obiadu jeszcze zostały.
Wiem że sam sobie czynię moc szkody,
lecz głód harcuje jak oszalały.
Wreszcie zasypiam żarciem zapchany,
leżąc na plecach, jedyna rada.
Męczy mnie kłopot ,,Boże kochany,
czemu tak bardzo kocham coś
zjadać’’.
Komentarze (6)
Może po tak obfitym posiłku trochę ruchu by się
przydało, niekoniecznie na kanapie zasypiając:)
ach ta wola ---i ten apetyt no i jeszcze te wyrzuty
sumienia...ha ha :-)
fajny, pogodny wierszyk o moim nałogu..... bardzo
dobrze się czyta:)
myślałam że ja tylko po nocach siedzę w lodówce haha
...mięta i jem dalej przepraszam żrę a idzie mi to nie
wiem gdzie(po tatusiu geny)wiersz świetny..smacznego:)
Widzę, że nie tylko ja mam koński apetyt:))
Uważaj na bose stopy świeżo umyte bo zjesz je
niechcący z końskim apetytem . Świetny wiersz mniam
mniam :)