Dialog kawiarniany
Pani:
O, pan poeta, drogi panie, pan to umie.
Takie myśli, panie tego, ma w rozumie,
że lęk, gdy pan łypie prosto w oczy.
Niejedną panią mógłby rymem pan
zaskoczyć.
Poeta:
Proszę pani, mnie to w głowie się nie
mieści,
ile łeb mój poetyckich skrywa treści.
I choć chęci by starczyło na Szekspira,
by wers skrobnąć muszę raczej się
natyrać.
Chciałbym i dla pani dziś napisać.
Pani:
Boże! Dla mnie? Pan przestanie. Właśnie
dzisiaj?
Nie trzeba mówić takich rzeczy wcześnie z
rana.
Ja, proszę pana, dzisiaj jestem
zaniedbana.
Jak pan spojrzy na mnie taką w dezabilu,
treści wiersza mogą być w niedobrym
stylu.
Poeta:
Skądże znowu, ja nie widzę uchybienia.
Pani światłem, co wychodzi prosto z
cienia.
Jesteś dla mnie, nie przesadzę, jak
marzenie -
twoja dłoń na filiżance to natchnienie.
Pani:
Co pan znowu, a to pomysł, jak z
księżyca.
Też się nie ma pan, doprawdy, czym
zachwycać?
Paznokcie chyba całkiem połamane,
lakier nie bierze, bo mam dłonie
spracowane.
Poeta:
Proszę pani, najmęczniejszą przyjmę z
mąk,
by się dostać w obręb działań takich
rąk.
Gdy mnie przytulą, ugotują, dadzą jeść,
każdą torturę, mękę twórczą mogę znieść.
Komentarze (32)
Oto nasze poetyckie gadanie w roli głównej panicze i
panie
Bardzo fajne :) uśmiech :) pozdrawiam