Do Boga
Z góry uprzedzam, że nie chciałam urazic osób wierzących...
Zastanawiam się Boże
dlaczego, chociaż Cię proszę
nikt mi nie pomoże?
Oczy do nieba wznoszę,
padam na kolana
staram się z Tobą rozmawiac
już od samego rana.
Nie mogę już nic naprawiac,
nie chcę przed innymi
wciąż się nisko kłaniac.
Kierować durnymi
zasadami, które uczą zabraniac.
Nie będzie moje życie z nich wynikac,
mam swoje własne zdania,
a zła jak okrutnej śmierci będę unikac.
Nie zmuszaj mnie do prawd szukania,
nie zmuszaj do wierzenia w Ciebie,
bo, gdy patrze w nocy do góry
oprócz gwaizd nie widzę nic na niebie.
Przeszkadzają mi ciemne watpliwości
chmury,
ta obłuda, kłamstwa, rządza władzy,
wszystko się zmienia, lata upływają,
kiedyś ludziom przeszkadzało to, że są
nadzy.
Dzis w obawie przed Kościołem się
chowają
Przerażeni karą, skutkami swego
zachowania,
uciekają przed samymi sobą, przyjaciółmi
przed życiem pełnym zimnego
wyrachowania...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.