Do Boga
Do Boga...
Jak mam ufać Ci teraz Boże?
Dając mi jego sprawiłeś,
że moje życie było jak polarne zorze-
całe w kolorze.
Kochałam jego delikatność,
niczym krople rosy.
I gdy czule wtlulał się w moje włosy.
Panował nad moją duszą, moim ciałem.
Wierzyłam, że jest ideałem.
Każdej nocy zasypiałam z jego imieniem na
ustach,
a gdy słońce wschodziło,
wraz z nowym dniem
budziła się coraz potężniejsza
moja do niego miłość.
Być z nim na zawsze-
było moim największym marzeniem,
a kochac wiecznie-
jedynym pragnieniem.
Jednak długo szczęście i radość trwać nie
mogły,
nawet modlitwy o nie nie pomogły.
Wyrwałeś jego serce z moich dłoni
i zatopiłeś w przezroczystej wody toni.
A ona stała na drugim brzegu
i zatrzymała je w pośpiechu.
On zranił moje serce.
Ona zajeła moje miejsce,
Czuję tylko jak duszę przeszywa ogromny
ból.
Ból po tym czego juz nie ma.
Dlatego proszę Cie Boże-
nie pozwól mi tęsknić,
do tego co być już nie może...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.