DO RODZINY Z BEJA
Cichy wieczór już nadchodzi.
Po policzku spływa łza.
Patrzę w ekran i nic nie widzę.
Ktoś dziś zranił mnie.
Nie był to żaden kochanek.
Zraniła mnie rodzina z beja.
Będę płakać w samotności.
Nie dam Wam tej radości.
Dziękuję tym, co we mnie wierzyli.
Miłymi meilami pokrzepili.
Kochałam Was jak rodzinę.
Z Wami spędzałam chwile.
Tu szukałam czterolistnej koniczyny.
W niebo z Wami patrzyłam.
Gwiazdy liczyłam.
Szczęścia radości strapionym życzyłam.
Może jestem inna zbyt wrażliwa.
Może dziwna i naiwna.
Jednak stąpam twardo po ziemi.
Jak trzeba jest ze mnie hetera.
Zafunduje Wam rozrywkę.
Całe życie marzyłam o pisaniu.
Nie pozwolę skazać się z góry.
Pokazuje swoje pazury.
Wieść mnie ta zmartwiła.
Lecz mocno pokrzepiła.
Podziwiam wprawę waszego pióra.
Sama też nie dam nura.
Wystarczą dwa słowa.
Postanowiłam!
Zostaje!..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.