Wiersz sześćset sześćdziesiąty...
Wyciągam ręce po okruszek miłości
kto odważy się na kruszyć
by pożegnać ten porządek samotności
I zrobić bałagan kochania w sercu.
Dlaczego wciąż jest niespokojny
ocean życia ludzkiego
bo utopiła się nadzieja
która da życie do przeżycia w radości.
Co jest prawdą
że nie ma śmierci
czy że nie ma życia
skoro żyjąc umieram
tak umieram lecz po to
by dostać się do raju.
autor
neplit123
Dodano: 2024-04-28 13:07:08
Ten wiersz przeczytano 110 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (2)
nakruszyć*
miłość potrafi nabałaganić; szczególnie wtedy, kiedy
coś jej dolega staje się nerwowa i szuka zaczepki, a
potem rani bez znieczulenia i odchodzi, by szukać
nowych wrażeń.
Na Raj trzeba sobie zasłużyć...
Z podobaniem refleksji ciepło pozdrawiam :)
z tym rajem to nic pewnego...