Dolina Rozpierduchy
Denerwuje mnie dąb, proszę pana,
którego mijam codziennie z rana,
gdy idę załatwiać ważne sprawy
- czyha na mnie jak agent układu.
W wyniosłości konary dumnie prężąc,
świeci ozdobioną Orzełkiem piersią:
że on niby z czasów Łokietka
i pamięta von Jungingena,
jak w jego cieniu odpoczywał.
Dziś mój Reksio pod nim nasikał.
Ma pod ogonem konsekwencje,
ciesząc się, że jest tylko pieskiem.
Wiekowe drzewo wciąż trzyma liście
mocno - chociaż już na styczeń idzie
- to kwity z WSI zapewne
lub łapówka za odrolnienie.
Patrz pan, jak porozrzucał żołędzie
- rozrzutny walają się tu wszędzie.
Truciznę liberalizmu leje
w biedną polską solidarną ziemię.
Słyszę, jak wiatrowi opowiada
znowu tę samą bajkę z dziada pradziada
o zbóju dziku, rycerzu jeleniu,
księżniczce sarence, królu niedźwiedziu.
Znów mu ptaszyska śpiewały
lewicowe dyrdymały
o rezerwacie europejskim,
ptasim raju, dolinie pięknej.
Spróchniej dębie, spieprzaj dziadu!
Zrobię tutaj autostradę!
A jelenia innego sobie poszukaj
(profesora od przyrody -
wykształciucha).
(czerwiec 2007)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.