DOMOWY TEATR
Szarpnęło klamką, jak struną
rannego kontrabasu
po czym grad pięści runął
dudniąc drzwiami w dwójnasób
nabuzowana odwaga
kiedy na dywan już napluł
jakby sam diabeł pomagał
mu, w tym nocnym spektaklu
kafelki pękły na murze
odpadły z kawałkiem ściany
a tupot bosych nóżek
przylgnął do kapci mamy
z ciepłego snu wyrzucone
w koszmarne przebudzenie
tak, jakby były stworzone
do roli strachu na scenie
jęknęła z bólu miednica
siniak na nodze parzy
a ręka jak błyskawica
ślad zostawiła na twarzy…
Komentarze (7)
Chyba nikt z nas nie chciałby być uczestnikiem takich
wydarzeń:)
ojjj...aż mnie zabolało :)))
Pozdrawiam Aniu :)
warto było tu zajrzeć
miłego dnia Anno
Mocny, ale jakże wyrazisty wiersz. Świetnie napisany.
:)
Dramatyczny, smutny wiersz anno.
Miłego wieczoru.
Pozdrawiam serdecznie:)))
wiersz odwrotnie proporcjonalny do opisanej sytuacji
BArdzo smutno mi się zrobiło, współczuję i szkoda
dzieciaczków' Pozdrawiam serdecznie.