Dramat pana Teofila
Teofil Gottlieb przez życie całe
Materialisty był ideałem:
Nie wierzył w Boga, w duchy, do tego
Nie bał się nawet kota czarnego,
Nie bał też by się pójść (tylko po co?)
Odwiedzić cmentarz bezgwiezdną nocą.
Przez całe życie on jak szalony
Wciąż tępił gusła i zabobony,
A kiedy w końcu znalazł się w grobie,
To kaprys losu duchem go zrobił,
Jego, co nigdy w duchy nie wierzył!
Tego obciachu współczuć należy.
Gdy północ bije (więc w porze strachów)
Zjawia się biedak w ponurym gmachu.
Gmach, który pełni funkcję hotelu
Był komitetem za PRL-u.
Metafizyczne tutaj ma fuchy
Duch tego, który nie wierzył w duchy,
A przewodniki liczne po kraju
Jako atrakcję go wymieniają,
Wciąż tu turystów nowych się widzi...
Teofil straszy, choć tak się wstydzi
I nawet dziewczyn nie zauważa,
Tylko się snuje po korytarzach...
Z tej bajki wniosek jest oczywisty:
Ciężko być duchem materialisty.
Komentarze (7)
A to mu slę dostało, nawet został atrakcją
turystyczną, dobra fucha...:))
Miło czytań, Twoje, wiersze.
Pozdrawiam, Michał_:)
Zaskakujący pomysł :)
Materialiści, oślepieni przez bożka mamonę,
po wieki wieków widzą tylko tę życia stronę,
świetny wiersz,
pozdrawiam serdecznie:)
Na kaprysy losu nie ma mocnych. Fajna ironia.
Bać się należy żywych, a nie umarłych :)) A koty są
spoko :))
Pozdro!
ja też się nie boję czarnych kotów, ani nocnych
cmentarzy.
:)