W drodze po sens
łagodnym szeptem budzona ranem
i twoich dłoni ciepłym dotykiem
wciąż dnia niepewna jak zwykle wstanę
by z wywieszonym ruszyć językiem
zaraz za światłem cieniem człowieka
łapiąc powietrze wyrównam kroku
by móc nadążyć dogonić siebie
chwycić za warkocz przyszłego roku
dzień mi za krótki a noc za długa
na rozmyślanie tego co czeka
wiem nie ocalę ni ciebie ni siebie
i nie uchronię przed snem człowieka
dziwne to życie i świat nieznany
pełen cierpienia bólu rozpaczy
czy brak uśmiechu sensu i wiary
Pan chmur niebieskich kiedyś wybaczy
uściśnie dłonie doda otuchy
przytuli piersią drżące powieki
wyciszy serce twarz pomaluje
by zasnął człowiek a nie manekin
Komentarze (20)
Samo życie! Ale co bez niego? Pozdrawiam!
Na zakupy po sens! Gdyby tak kupić go można było na
kilogramy...;) Pięknie...
przedstawione życie w pędzie, ciągłe niezaspokojenie
pragnień i tysiące pytań..
podoba mi się
niesamowita końcówka, bardzo smutny wiersz... mam
nadzieję, że to tylko wpływ pogody... :-)
ciekawie przedstawione życie w pędzie ldzkiego
itnienia ...pozdrawiam