dwadzieścia cztery
wylazły z moich kątów
dwadzieścia cztery smutki
do pierwszej lepszej knajpy
poszły się napić wódki
wróciły gdzieś nad ranem
na nóżkach flanelowych
z przytrzeszczem przyjęzycznym
i strasznym bólem głowy
od tamtej pory za nic
gdy chciałam tę czeredę
na chwilę wyprowadzić
nie wyszedł ani jeden
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.