Dymy
Listopad. Jesień. To jeszcze nie zima,
Ale dym siwy wznosi się komina.
Dym dobry. Ciepły, ale nie gorący,
Palonym drewnem przyjaźnie pachnący.
Aromatyczna otula mnie fala
I myślę – sąsiad właśnie piec rozpala.
Przyjemnie stanąć sobie na balkonie,
Kiedy człowieka drzewny dym owionie.
Później, gdy będzie to już dym węglowy
O staniu w dymie raczej nie ma mowy.
Bo różne dymy są: białe i szare...
Nad krematorium widać samą parę.
Ot, był tu człowiek przed minutą
jeszcze,
A teraz chmurka. Może spadnie deszczem.
Zaś kiedy płonie wysypisko śmieci,
To gęsty czarny dym do nieba leci,
Dym, który śmierdzi, oblepia i dusi.
Można też żółtym dymem się zakrztusić.
To smog wawelski. Nadciąga z tej strony,
Gdzie dureń pali butelki, opony...
A kadzidlanym dymem zwyczaj każe
W największe święta okadzać ołtarze.
Gdy po świątyni zapach ziół się snuje
Palonych – człowiek wagę święta czuje.
Dym z papierosa – ja nie trawię jego.
(Ciut mniej przeszkadza z
elektronicznego),
Za to dym z fajki – niezdrowy niestety –
To dla mnie męski najlepszy kosmetyk.
Podobno kiedyś jeszcze w Polsce były
Fabryki. One ponoć też dymiły.
Dziś dymu nie ma. Fabryki w tym kraju
Dawno nie dymią, tylko upadają...
Dymy pożarów przypomnieć też pora
(Tu mam w pamięci Ujejskiego Chorał)
I świece dymne, czyli takie dymy,
Które odpala władza w czas zadymy...
Listopad. Jesień. Dym mnie gryzie w
oczy.
Dumam. Nie robię sobie wiele z tego.
Kłębami dymu niechaj się otoczę,
Tak jak Słowacki pisząc „Beniowskiego”.
Komentarze (16)
Jakiż to rozległy temat. Każdy z tych dymów można było
poczuć