Dziecinstwo
Czasem mi się tęskni za domem, więc mam cykl wspomnień... Tłumaczone z ukrainskiego, więc proszę mocno nie krytykować , uczę się
Jesteśmy dziećmi z lat dziewięćdziesiątych.
Nasze dzieciństwo minęło bez tabletów,
telefonów i komputerów, a słowa „icq” i
„pager” usłyszałam w wieku 10 lat…
Oglądaliśmy „Toma i Jerry’ego”, „Sponge
Boba”, "Petryka Piatoczkina", „Kapitoszkę”
w magnetowidzie. Te sprzęty były na
kasetach i nie każdy je miał :)
Byliśmy wiecznie „głodni”, szukaliśmy
przygód i uciekaliśmy przed kimś, ratując
swoją dupę przed biciem. Nie słuchaliśmy
rodziców i wspinaliśmy się na drzewa,
skakaliśmy po garażach... Tylko nie mówcie
tacie...:) Typowa miejska dżungla,
powiedziałabym... A co to był za dreszczyk
emocji, zjeść zieloną morelę i iść
następnego dnia na dwór... Z taką dumą na
twazry. Inaczej niż twoi przyjaciele,
którzy siedzieli dwa dni w toalecie. Jest
się czym pochwalić, co? Nie, żeby zjeść
pyszny lunch mamy!
Gdzie tam... Zrywaliśmy zakazane wiśnie z
ogrodu sąsiadki, po cichu, żeby nikt nie
zauważył. Czekalam, aż sąsiadka z drugiego
piętra, stara babcia, przestanie „gapić
się” przez okno. Jak się okazało, ona
właśnie wtedy wychodziła, żeby bić nas
kijem, bo dzieci były tak nigrzeczne, że
wyrwały jej wszystkie wiśnie. A co za
szczęście, siedzieć na gałęzi i rękami jeść
wiśnie, wypluwając wszędzie pestki. Oh,
jak kulturalnie! Czy rodzicie nas za to nie
ukarali? Ech! Szkoda gadać... Bezdomne
koty karmiliśmy świeżymi kotletami mojej
mamy, a psom przynosiliśmy barszcz w
miskach. Skakałam "w gumki" , biliśmy
naklejki... A te gumy do żucia, które
pozostawały po naklejkach musiał każdy
spróbować po koleju...
W lecie bawiliśmy się w „Kozaków-zbójnic”,
„Morze raz się martwi”, w chowanego. A
zimą zjeżdżali na sankach, była taka górka
koło szkoły numer 25. Czasem zamiast sań
zjeżdżano na celofanowym worku, bo w taki
sposób tyłek miał więcej przygód;)
Przychodziliśmy zgrzani i mokrzy od stóp do
głów, z czerwonymi policzkami i ciepłymi
duszami…
A jak głośno tata włączał muzykę! Nadal
ma te ogromne głośniki, których używają na
koncertach. Kiedy włączał Queen i Deep
Purple, było to słyszalne w sąsiednich
domach. Pamiętam, jak tatuś prosił mnie,
mała 8-latke kupić biały chleb i pół
czarnego... Po drodze bardzo "skutecznie"
zjadałam część białego, mając nadzieję, że
tatko będzie zafascynowany muzyką i nie
zauważający. No gdzie tam!
A więc ojciec włączał na głośnikach „Smoke
on the water” i już w połowie drogi ze
sklepu słyszałam tę piosenkę… O, to mój
tata włączył muzykę… Więc jest w dobrym
humorze. Pozwoli posłuchać mojego
ulubionego piosenkarza, do którego jako
fankę polecał mi pisać list papierowy. I
napisałam! :)
A potem powiedział: no cóż, posłuchaj
swoich bajek jak chcesz, prosze bardzo. I
wywmowal płytę winylowa, przesłuchaną do
dziur.
A więc włączałam płytę, pamiętasz, jak
trzeszczała? I słuchałam.. Słuchałam..
Bajki też były na kasetach, a potem na
płytach CD..
I wiesz co? W lecie tata szukał mnie już
o 22:00, aby znaleźć wśród dzieci, które
biegają szybciej niż światło... Bo biegałam
i latałam ze Szczęściem w kieszeni!
Ponieważ zmieniałam się w aktorkę. Całe
podwórko mnie słuchało! Dzieci znały tę
historię niemal na pamięć. Ktoś podpowiadl
mi słowa. A ja stoję przy wejściu do
klatki, na tym cokole, pamiętasz? Stoję i
opowiadam tę samą bajkę, zasluchaną „do
dziur”. Kto słucha, kto otwiera buzie z
ciekawosci, kto drwi, mówiąc... „Ej tam,
znalazła się aktorka...”. Kto po prostu
obojętnie patrzy. Kto gra w chowanego i
krzyczy na całe podwórko: „tra-ta-ta” za
siebie...
Kto wspiął się na drzewo, żeby mnie lepiej
widzieć... Kto w ogóle wracał do domu, a
jego rodzice go wołają... Znów występuje ta
aktorka Anya...
Tak, już wtedy byłam jaskrawa.. Inna
sprawa, że wtedy był heit w
rzeczywistości, a nie na Internecie. I
można było od kogoś dostać w twarz...
Była też nienawiść i bullying. Ale to już
okres dojrzewania... Tymczasem wciąż z
drżeniem pamiętam, jak siedziałam na
drzewie, było mi bardzo ciepło i miło.
Maj, kwitną bzy, i moje serce z nimi...
Przelatują chrząszcze. Ale żaden z
chłopców nie rzuci mi ich za kołnierz, w
nadziei, że będę krzyczeć... Bo jestem
"wysoka" i nie boję się tych skrzydlatych.
Łapię jednego , a on przyjemnie łaskocze
mnie w dłoń. Przybliżam go do ucha, a on
szepcze mi coś na swój sposób...
"Leć wysoko!" - Wpuśczam go do ciepłej
wiosny, gdzie niesamowicie piękny zachód
słońca rozlał po niebu moje bosonogie
dzieciństwo...
Anna Szpilewska
https://youtu.be/eu5lv2Umn3M?si=mESlMtdlUO-ZvD0i
Komentarze (9)
Chyba każdy miał podobne dzieciństwo...
Nureczko, no to dziś czas na Scorpions
https://youtu.be/DvxZWjgpQsc?si=g4HkbOx8f1dCecIX
Pięknie dziękuję wszystkim :)
Już Ci pisałem, że mi się to podoba, więc teraz tylko
daję plusa.
Fascynująca opowieść. Widzę wiele wspólnego, choć moje
dzieciństwo przebiegało dwadzieścia lat wstecz :)
A "Smoke On The Water" wysłuchałam z przyjemnością,
pozdrawiam :)
Zdaje mi sie,ze kazdy, obojetnie czy miasto czy
wioska, ma podobne dzieciństwo. I nie wazne czy lata
'dziewiedziesiate' , czy pare dziesiatek wstecz lub
wprzód.
Dobre wspomnienia poprawiaja pogode ducha i dobrze
jest je miec.
Serdeczniści posylam.
Z przyjemnością przeczytałam opowieść o Twoim barwnym,
beztroskim dzieciństwie. Miłej niedzieli Annyczko:)
wspaniałe dzieciństwo, szczęśliwe, radosne. Ja też
takie miałam, choć wychowywałam się na wsi.
Melancholijnie, ale z nadzieją :)
Ładny i bardzo życiowy jest pejzaż TEGO bosonogiego
dzieciństwa.
(+)
Dobre wspomnienia poprawiają pogodę ducha. Pozdrawiam
radośnie z uśmiechem:)