Dziecko nasze
W deszczową noc
Z mżawką nad nami
I zamiast księżyca ty
Na stojąco
Wśród kałuży ukryci
Poczęliśmy tęsknotę
Urodziła się pół sekundy potem
Nagle i bezkomplikacyjnie
Przyjęliśmy ją w naszych spojrzeniach
I owinęliśmy starannie ciepłymi dłońmi
Żeby nie zmarzło biedactwo
Była strasznie duża i ciężka
Ale baliśmy się ją oddać w obce ręce
Skleiliśmy kołyskę solidną
On budował a ja lulałam w ramionach
Żeby nie płakała
Robiła to najczęściej gdy nie było
Nas dwojga głosów niepokoiła się
Nawet po kilku latach nie otwierała całkiem
oczu
Za to była wrażliwa
Po rodzicach mówiono
Była śliczna choć głupiutka
Chciała ciągle się bawić
I chodzić na spacery we śnie nawet
Lunatyczka
I choć kochaliśmy bardzo
Nasze dziecko
To często budząc się w nocy jej krzykiem
Upiornym
Żałowaliśmy wiecznej słabości człowieka
Komentarze (2)
wiersz ma nowe spojrzenie na uczucie nastrój
intymności Wzrusza i zaciekawia Bardzo ładny wiersz
Plus Pozdrawiam:)
głos za debiut; jeśli przemyślisz swój tekst to
podobnie jak ja dojdziesz do wniosku że 95% zaimków
jest niepotrzebne; pointa wiersza bardzo słaba - utwór
wart jest lepszego zakończenia; pozdrawiam:)