Fortepian
Na wielkiej sali rozlega sie dźwiek braw
radosny.
Delikatne kroki budza usmiech jak nadejście
wiosny.
Przy fortepianie, w stroju pieknym już
muzyk zasiada.
Zasłuchany tłym czeka by my opowiadać.
A wirtuoz z grymasem lekkim jak pierwsze
zdziwienie
dotyka klawiszy- otwiera swej duszy
tchnienie.
Muzyka nie nutą lecz znaczeniem brzmi,
płynie
a w rogu dziewczyna uśmiecha sie
niewinnie.
Nie ma juz ludzi.Jest tylko on i ona.
Dusza lekka choc ostrym cierniem
poraniona.
Znika sala,fortepian, łączą się w
osłupieniu.
Załuchani oboje trwają w zatopieniu.
Koncert wiele ma częsci, muzyka tak
mami.
Wiedza,że nie znając swego jutra sa wciąz
wędrowcami.
Nie kula wrózki przyszłośc przepowie
i przed niepewnością jutra ich ochroni.
Choć jesli ktos na szczęscie zasłużył-są to
właśnie oni.
Po co publiczność na sali? Czemu oni nie
sami?
Pokazują nam wszystkim, jak kochac nie
ranić.
Nie wiem czy dosięgną swego
stutysięcznika?
Może będą dla siebie pojawiać sie
,znikać?
Graj muzykancie- dotykaj swych tonów!
A Twoj uśmiech dziewczyno niechaj też nie
gasnie.
Tylko Wy bowiem byliście w krainie
aniołów.
Dla innych ta podróż -marzeniem na
zawsze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.