Garnitur
Nie żałuję Ci tych włosów
Bo niczym mi one nie zawiniły
Nie oskarżę Twoich ust
Bo nie to mnie przeraża
Nie zamknę Cię w pustym pokoju i nie
wyrzucę klucza
Bo lubię mieć Cię na horyzoncie
I czasem przybliżać, lecz nie za bardzo
Bo te brwi mają jakąś moc, tak samo
Jak ta szyja i główka na niej
Jak dłoni i palców gra delikatna w
powietrzu
Jak kanon posągu dawnego
Jak filary nogi
Nie zrobiłbym niczego, wiesz
Mówiąc: tak ma być! Niech wie!
Ale co wyszło, to wyszło
Choć inaczej miało wyjść
Uznaję swoje błędy
Ale mogłaś mniej ściągać te brwi
Nie chłodzić tak wzroku przede mną
Byłbym bardzo wdzięczny
I nie byłoby dziś kolca
A tak sama go wsadziłaś
I posypałaś słodycz goryczą
I sam wydałem też wyroki
Dwa – pierwszy bezwiednie
Bo tak dobrze nie prorokuje
Drugi ze smutku
O odgonieniu dłonią i tym zimnym wzroku
A tak stoję w tym garniturze
Pogiętym przed tobą
Bo ja lubię go wkładać
Ale Tobie zachciało się nie lubić takich
Skąd mogłem przypuszczać, że gromy
polecą?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.