Gehenna
Nadeszła odpowiednia chwila,
na zegarze wybiła odpowiednia godzina.
Podnosząc moją dłoń,
czujesz ciepło moich rąk.
Unosisz je ku sercu,
jak dłoń kochającej matki.
Pochylasz się w moją stronę,
Twoje myśli są pogrążone…
mną.
Wypowiadasz puste słowa,
które do mnie nie docierają,
giną w hałasie ciszy,
która czasami jest najgłośniejsza.
Zamykam powoli oczy,
tak wolno, jak wolno spadają białe
płatki śniegu w pogodny dzień.
Zamykam usta, mimo iż wcześniej ich nie
otwierałam,
otworzyło je… zdziwienie.
Rozległ się huk, jak uderzenie w bęben,
usłyszałam słowa – dotarł do
mnie…
Twój stanowczy głos.
Po chwili poczułam, jak po jednej łzie
spływają kolejne.
To boli, boli tak bardzo,
jak wbicie noża w plecy,
jak przebicie strzałą pięty Achillesa,
jak Twój żałosny wzrok,
jak bokserski cios,
jak korona cierniowa wbijająca się w
skronie, czoło, głowę
jak ukłucie się kolcami róży.
Teraz już wiem – zraniłeś mnie,
a mnie tak bardzo bolało.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.