W głąb nocy / PROZA
Pantera była czarna. Równie duża jak lwy -
oswojone. Ze stoickim spokojem między
dziećmi. Ona – czarna i lśniąca - chowała
pazury, ale przez skórę czuło się, że
nieobliczalna i dzika. Pod jedwabistymi
pozorami oswojenia. Dzieci nie widziały jak
w jej ślepiach błyska ostrze, jak mięśnie
drżą pod sierścią. Drażniły, nie
przeczuwając.
Lew łagodnie potrząsnął grzywą. Wodził
lwice. Potulne i spokojne. Przy nim – królu
dostojnej powagi. Siły. Pan stadła, pan
tego domu. Respekt.
Dom. Drewniany - był bliżej natury, niż by
się mogło z pozoru wydawać. Za oknem zieleń
i światło. Wewnątrz światłocienie tańczyły
na wyścielonych miękkich skórach – na
podłodze, na kanapie.
Dzieci nie widziały ostrza - ostrzeżenia,
więc musiała je ustrzec. Krzyczała
odganiając panterę. Lwy odkryły pamięć
instynktu – strzygły uszami, zastygały
gotowe do wyprawy w głąb bestii, która
właśnie podnosiła łeb.
Nie było dźungli, ale żyły jej prawa – w
pazurach pantery, w ślepiach, w napiętych
mięśniach.
I w skoku – do gardła, z nagła, z gibką
dzikością, gdy strzegła, a lwy czujnie
strzygły i wciągały zapach potu –
strachu.
Instynkt kazał rękoma rozwierać paszczę
dzikiej, gibkiej, nieobliczalnej, nie dać
zacisnąć, zewrzeć. Kazał rozdzierać żuchwę,
choćby ból w ramionach, choćby działo się
wszystko, choćby... jak najdłużej.
Zastygła, okrzepła, ale ręce wciąż
rozwierały. Czuły siłę kłów, ślinę, która
zdradzała, że zastygła na chwilę, na
zmylenie...
Obudził ból w mięśniach, ręce z mocą
obejmowały własne ramiona – napięte, jak do
skoku, jak do obrony, jak do walki na
śmierć. O życie. W oswojonej –
nieobliczalnej dżungli. Uśpione instynkty
budziły się nocą i przeciągały, jak lwice,
wybudzone ze snu pomrukiem drzemiącej
bestii.
Komentarze (32)
Ciemność i pierwotna siła, strach.. strach.. dobrze,
że tylko we śnie. ODETCHNĄŁEM.
I posłucham sobie Mozarta.:)
To był wariat!
Bardzo obrazowo opisany sen, oj bywa, że człowiek
budzi się napięty i zmęczony...emocje przybierają w
snach różne postacie.
Pozdrawiam:)