grzeszność...
gdy dotrę już do bram piotrowych
otrzepię z kurzu sandał stary
rozniecę światła wszelkich pragnień
muśnieciem dłoni dotknę wiary
otworzę oczy jak najszerzej
i dojrzę czegom nie widziała
gdyż grzeszność jak wiatr mnie owiewa
i krucha jestem niczym skała
pogońże Panie tę moc czarcią
otul ramieniem rodziciela
gdyż siła grzesznym szkwałem wietrznym
na duszę ciągle mą napiera
nie zważa na Twe święte progi
ogonem wali niczym batem
choć jest przy odrzwiach Twych tak
blisko
ciągle się jawi duszy katem
otwórzże wrota okaż litość
daj gram swobody w Boskiej chwale
przed majestatem kark naginam
pod stopy składam byt nijaki
rozgoń tumany zła na przestrzał
niech się zadusi w własnym szale
niech ujrzy ślepym wzrokiem czarcim
Twojej potęgi wszelkie znaki
weź w dłonie moją duszę marną
utul jak ojciec smutki żale
daj rydwan w którym płynać będę
tam gdzie szybują rajskie ptaki
Komentarze (33)
Podoba mi się to porównanie
Piotr-skała-wiatr-kruchość.
Jesteś jak gladiator w starciu z rydwanami. Z dużą
skalą, choć niby marny grzesznik. Pozdrawiam pokornie
Przepiękny!
Piękny, wzruszający, prawdziwy sonet.
Pozdrawiam serdecznie.