Herbaciane
Przyszedłeś gdy na dworzu szalała
zamieć,
Płaszcz ciężki od wspomnień zawisnął na
haku,
W mlecznej ciszy przeszedłeś do kuchni,
Zostawiając za sobą biały trop,
(Znam go z setek takich samych snów).
Na stole czekała już kawa.
Wiedziałam, że przyjdziesz,
Nie pytałeś czemu,
Może to i lepiej,
Gorzki smak czarnej starczył za
odpowiedź,
Cisza zbratana z tykaniem zegara odmierzała
kolejne łyki,
Wypiłeś.
Niepewnie pogładziłeś szklankę,
Spojrzałeś na obrazek w rogu:
-Jeszcze tu wisi?
-Tak. Czeka.
Przedpokój jak dawniej,
Cienie okryły już komodę i nawet ten stary
zegar w kącie,
Tylko twój ślad jaśniał nieznacznie,
Podobnie jak strużka śniegu z płaszcza,
Która zaschła na chłodnym metalu,
Już czas.
Niepewnie otworzyłam drzwi,
Były.
Herbaciane.
Takie jak zwykle.
I słową wyryte w przestrzeni niknące z
każdym oddechem:
Wrócę. Tym razem na zawsze.
Komentarze (2)
Gdybym mógł,to bym zaklnął:)-chorera..Tak do mnie
trafił..Szczególnie ta końcówka..Chciałbym,by Twoje
marzenia się spełniły..M.
To już nie czekanie na milość, lecz na jej spełnienie.
Ładny wiersz.