Historia cz.II
Dzwonił do niej wieczorami, tak po
kryjomu,
że o północy ją widuje, nie mówił
nikomu.
Ona uwielbiała te wieczorne rozmowy z
ukochanym,
z tym, tak bardzo, przez ludzi
niepoznanym.
Minął dzień, za nim drugi, i trzeci, i
czwarty,
na nic się zdały jej nocne przy oknie
warty.
Telefon wciąż milczał, ucichły tez
marzenia,
uciekała od myśli, od nagłego
porzucenia.
Przecież kochał, mówił jej to i tak właśnie
czynił.
przecież jej kobiecy instynkt nigdy się nie
mylił.
I on naprawdę kochał, zatęsknił tak bardzo
do niej;
Na drodze był wypadek, chłopak nie żył, a
miłość- po prostu było po niej!
Nieliczył się już czas, bo go przecież
zabrakło,
a uczucie bez jednego serca tak strasznie
wyblakło.
Nie wierzyła, słysząc to za pierwszym
razem:
facet pędził okropnie, pędził pełnym
gazem,
nagle zobaczył jego, jak szedł gdzieś z
kwiatami;
A tak dobrze było kiedy on był tu z
nami;
Lecz ona dalej w to uwierzyć nie mogła,
rozmowa z matką i ojcem też nic nie
pomogła,
chciała sama sprawdzić, sama go
zobaczyć,
Czy będzie w stanie tę stratę wybaczyć?
I pojechali. Modląc się, tak bardzo się
bała,
lecz to był on, na jego ciele wieczną
bliznę rozpoznała.
I morał z tego prosty, dać uczuciom
upust,
to tak jakby nacisnąć przy głowie, broni
spust.
Lecz nie warto miłości zabijać i serc
rozwiercać,
bo potem chwila nie uwagi, moment
zapatrzenia,
a przecież i miłość, i ona, i życie do
stracenia.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.