Historia pewnej miłości
Dla R.
Kochała go do nieopamiętania
Czekała na najdrobniejszy znak
"Zauważy, nie zauważy?"- ciągłe jej
wahania...
Lecz On dobry nie był tak
Z zewnątrz anioł, w środku diabeł
Dawał nadzieję, potem odbierał
"Już dawno dosyć jej miałem"-
- któregoś dnia powiedział.
Inną za rękę wziął,
Na Nią spojrzał pogardliwie
Z szyderczym uśmiechem lekko odepchnął
I odszedł z tamtą szczęśliwie
Załamana, bezsilnie uklękła na ziemi
podniosła oczy ku górze
"Ach, gdzie byliście, moi Anieli?!
Tragedia nie na tej stała się chmurze!
Proszę, Weźcie mnie do siebie!
Nie zniosę dłużej jego chłodu..."
Tak bardzo pragnęła być w niebie.
Gdy przyszła do domu
Zamknęła drzwi od pokoju
Wzięła coś ostrego
Nie zostawiając choćby listu nikomu
Postanowiła zrezygnować z życia swojego
Krople krwi na podłogę zaczęły kapać
Jednak Jej matka weszła w samą porę
"Co się stało córciu?"- zaczęła płakać
Ona powiedziała jej, jakie życie jest
chore,
Że straciła wszelką nadzieję,
Że odeszła jej miłość
Że ciągle wiatr jej w oczy wieje
Że nie potrafi cieszyć się chwilą...
Po czasie zapomnieć spróbowała
Gdy spotykała go na ulicy
Za każdym razem w duszy płakała
Miała dosyć otaczającej jej ciszy.
Gdy minęło parę miesięcy,
Odnowiła znajomości
W jej życiu pojawił się skrawek tęczy
Coraz więcej czuła radości
Kiedyś od przyjaciółki usłyszała:
"Musisz znaleźć sobie kogoś nowego"
Ale Ona wcale tego nie chciała
Jednak wzięła numer jakiegoś.
Żeby ją uspokoić, zapisała w telefonie
Jednak nie wiem, po co
Bo i tak nie miała sił na romanse nowe.
Któregoś września, nocą
Nie mogąc zasnąć, do przyjaciela
dzwoniła
Jednak on nie odbierał
Trochę się zdziwiła
Później okazało się, że się pomyliła
Do owego poleconego chłopca dzwoniła
Los chciał, żeby się poznali
Napisał do niej "Kim jesteś?"
Od tego momentu stale ze sobą pisali
Gdy spotkał Ją na mieście
Uśmiechu nie potrafił powstrzymać
Ją również do niego ciągnęło
Miłości nie umiała już skrywać
Tak nagle uczucie w nią tchnęło.
Zaczęli się spotykać
On w oczy jej głęboko patrzył
Ona jego twarzy pragnęła dotykać.
Któregoś wieczoru, gdy patrzyli razem w
gwiazdy
On złapał ją za rękę
Powiedział: "Może spróbujemy razem?"
Ona w duszy pomyślała "To nagroda za długą
mękę"
I rzekła do niego "Właśnie to mi teraz
serce karze..."
Piękna to historia, musicie przyznać
Sam Bóg do tego rękę przyłożył
Bo muszę tu wyznać,
Że gdyby nie przypadek,
Kto wie, czy ich związek kiedyś by się
ułożył.
Jeszcze prośbę do chłopca mam,
Musisz zrozumieć Jej dziwne zachowanie.
Bowiem ja tę historię doskonale znam
I słuszne tu będzie Jej
usprawiedliwianie.
Jej serce jeszcze sporo czasu potrzebuje,
Zanim zapomni o ranach
Dlatego przytul ją czule
Zapomnij o swoich planach
Niech tylko Ona się dla Ciebie na chwilę
liczy
Reszta już nieważna
Tylko Wy w błogiej ciszy...
Ona jest teraz bardzo uważna
Nawet tego co do Ciebie czuje bardzo sie
boi
Dlatego czasem kłamie
Ale wierzy, że swój strach w końcu ukoi
Swój ból przełamie
A wtedy wynagrodzi Ci złe chwile
Poczekaj
Da Ci wszystko: miłość, gwiazdy,
motyle...
Ale nie uciekaj! ...
Pisząc ten wiersz ani przez chwilę nie zniknął mi Twój obraz sprzed oczu....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.