Horyzont
Odwodnione powierzchnie powiek
nieokiełznane złoża łez
precyzyjnie przemieszczam się pełzając
niczym uciszony,zakłpoptany grzechotnik
Przeżyłem tą miłość dumnie
w stanie rdzewiejącej aureoli
a życie toczyło sie mozolnie
niczym mozolne obieranie szparagowej
fasoli
Namaszczona twarz wiosennym wiatrem
przeciwności losu wyszły ponownie na
przeciw
potknąć się o rzucony kamień dziś nie
wypada
ukratkiem spoglądam pod nieba nogi
Świat pokolorowany bólem głowy
oni tańczą i bawią się do utraty tchu
czterolista koniczyna i bezsenność sowy
wymiotuję swe myśli znowu do połowy
Schodzone buty schną na parapecie
nieznacznie opuściłem powiechrznię
ziemii
żegnam te ptaki nieodlatujące
nie widzę już horyzontu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.