Ja, Ty i Ona...
Karmiłeś mnie nadzieją...
a ja niczym
narkoman na głodzie
zachłannie łykałam ją
by zagłuszyć demony...
W moim wyimaginowanym świecie
byłam roześmianą
lilią wodną...
pływałam beztrosko
po morzach Twoich zachcianek
i z niekrytą satysfakcją
oddawałam Ci płatki siebie...
I przyszedłeś do mnie
w tą bezbarwną noc...
naćpana Twoimi bajkami
wpatrywałam się w
Twoje dłonie...
szukając nowej działki...
Zamiast porcji zapomnienia
zobaczyłam Ją...
Nie tłumaczyłeś nic...
o niej... o Tobie...
o Was...
Spadłam na ziemie...
potłukłam sny o twardą
rzeczywistość
i opuściłam Twój świat...
Życie ofiarowało mi
darmowy detoks...
Teraz uzbrojona w
śmiercionośną obojętność
wkraczam ponownie na
Twoją ścieżkę...
Pomszczę moje motyle...
mój ból...
...moją samotność
przy Tobie...
...bo co nie zabija to wzmacnia...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.