Jak kret
Kaśka... proszę... nigdy więcej nie stawiaj mnie w podobnej sytuacji...
Szalała z nim do granic możliwości,
Bawiła się tak, że lepiej już nie można,
Ciągle, odkąd się rozstaliśmy...
Mogłem tylko powtarzać: ”To
przestępca, bądź ostrożna”.
Aż pewnego razu,
Aż pewnej pachnącej rozkoszą nocy,
Ja z inną dzieliłem łoże,
Ona tymczasem potrzebowała mnie, mojej
pomocy.
W amoku, do szpitala pędząc, myślałem...
„Co on jej zrobił, zabiję go,
przysięgam Boże!!”
Ponoć jakieś tabletki przedawkowała,
wypadła z balkonu,
Jak to się stało?? Zalewało mnie bez
odpowiedzi dręczących pytań morze.
On ze zwieszoną głową, przed OIOM-em
siedział,
Zmiotłem go z krzesła, jak tornado drzewko
ogrodowe,
Kiedy zdzierała mnie z niego ochrona
krzyczał,
„Normalny jesteś człowieku??!! Zmysły
masz zdrowe??!!”
„Czemu na to pozwoliłeś??!!, Czemu to
zrobiła??!!”Na odpowiedź czekałem...
On krew z nosa ścierając, odrzekł:
„To było ponad nią, każdej nocy
gorzko płakała...”
„Nie widzisz tego?? Jesteś, jak kret
ślepy...”
...” Ona mogła mieć każdego, ale
tylko ciebie chciała...”
Gdybyś zginęła....przysięgam Kaśka... Ten wiersz nigdy by nie powstał.... Nie miałby go kto napisać... Nie zniósłbym tego... Też skończyłbym ze sobą...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.