Jak liść
w górskim lesie, gdzie staw zamienia się w
rwące potoki,
słychać tupot sarn, skowyt dzikich
zwierząt...
gwiazdy wskazują drogę, mimo to księżyc
jest obojętny
na chłód i cierpienie które co noc
czuje.
Staję się księżycem, niezamieszkanym pustym
ciałem,
bez życia, wspomnień, miłości, słonej wody
płynącej z oczu.
Chciałbym płynąć jak ten liść, lecz ja
tonę, lecz ja tonę już dziś.
Drzewa, one zdejmują ze mnie po kawałku
ubrania,
raniąc me nędzne ciało, ranią tak iż ma
dusza powoli...
umieram, z każdym dniem coraz szybciej i
szybciej,
aż czas staje, wtedy myślę o gwiazdach,
moim aniele...
Staję się księżycem, niezamieszkanym pustym
ciałem,
bez życia, wspomnień, miłości, słonej wody
z oczu.
Chciałbym płynąć jak ten liść, lecz ja
tonę, lecz ja tonę już dziś.
dolina szczęścia czeka - tak słyszałem, tak
mówili,
lecz w jej progi wchodzę goły, ona mnie nie
zrozumie,
pożuci, powie wynocha! Trafie do obozu!
Raus bo będzie gaz! I to słyszę i to
widzę.
Staję się księżycem, niezamieszkanym pustym
ciałem,
bez życia, wspomnień, miłości, słonej wody
z oczu.
Chciałbym płynąć jak ten liść, lecz ja
tonę, lecz ja tonę już dziś.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.