Jakim cudem...
Sam już nie wiem, jakim cudem,
Ani także, co sprawiało.
Że rąk nie splamiłem brudem,
Choć mi życia brakowało.
Inni marnowali zdrowie,
Krzyk pokorę zmieniał w chwałę.
Lecz spalili się po słowie,
Takie mieli szanse małe.
Ja czekałem aż do końca,
Do ostatka cierpliwości.
Grzałem ciało w blasku słońca,
Bo nie było we mnie złości.
Tkliwość w sobie hodowałem,
Jeszcze większa miłość trwała.
Innym więcej oddawałem,
Niż ma dusza zmieścić chciała.
Teraz, kiedy wszystko było,
A czas płynie jak szalony.
Wiem, że życia mi ubyło,
Lecz ja jestem już spełniony.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.