Jan i Esseńczycy
Jan zrzucił pas z wielbłądziej sierści
przemówił.
Żyjemy w brutalnych czasach
przemocy optymizmu,
Nienaruszalny Sędzia
żywych i umarłych,
nerwowo przeczesuje policzone włosy.
Zaginął uśmiech w kącikach ust,
nie ma nawet sekundy na poprawienie
humoru,
"ten się śmieje, kto się śmieje
ostatni".
Za oknem naszych domów
pękają wypasione brzuchy,
rany otworzyły się na gangrenę,
gnije dłoń całowana w pierścień,
mocne perfumy inhalują drogi oddechowe.
Bawimy się w chowanego
z Najwyższym Sądem,
moja wina, moja wielka wina to za mało,
pewni skazującego wyroku
czekamy na spóźnionego adwokata,
kat z przerażenia zakrywa oczy,
nie opowiada sucharów.
Bracia i siostry dziś
przyjdzie ponownie się narodzić,
jak każdy z nas
zmyje swój grzech.
Chrzczę wodą, tracę siły,
jestem krótszy o głowę,
na złej drodze nie zawracam
schodzę z niej,
On żyje za mnie, kroczy przede mną.
Jaskinie Qumran oczyszcza duchowy
przeciąg.
Syn Boży był uczniem pierwszej klasy,
na samym początku przerósł
naszych mistrzów.
To co spisane niech czeka na odkrycie.
Esseńczycy, bracia i siostry
Boski Syn oczyścił rdzę,
choć w złocie odbija się światło
za szybko wypalają się aureole.
Na szczęście Obrońca zostaje z nami.
Komentarze (3)
Masz osobisty, indywidualny sposób pisania wierszy i
to jest fajne, bo oryginalne.
Dziękuje i pozdrawiam :-)
jak zwykle...niebanalne metafory,intrygująca treść
mz przysłowie powinno być w cudzysłowie, pozdr