Jej miejsce
Tak mogło być...
Zawsze lubiła tu przychodzić. Mimo, a może
właśnie dlatego, że tutaj spotkało ja tak
wiele dziwnych przeżyć... Nie wiedziała
dlaczego... Przecież to właśnie tu spotkał
ją największy zawód jej życia – tak
myślała - to wielkie rozczarowanie...
Wiedziała jednak, że nic nie może równać
się z radością i szczęściem jakie
odczuwała, gdy przebywała tu razem z nimi.
Wiedziała też, że to już nigdy nie powróci;
nigdy nie będzie tak, jak dawniej...
Gdy pewnego dnia spacerowała tamtędy
spokojnie, nawet nie przypuszczała, że los
szykuje dla niej jeszcze wiele
niespodzianek... „Znowu jesień”
– pomyślała. Mimo, że pogoda była
piękna, wyjątkowo jak na ten miesiąc,
wszystko wydawało jej się szare i ponure.
Nie widziała złoto kolorowych liści pod jej
stopami, wesoło śmiejących się dzieci,
które męczyły swoich tatusiów zabawa w
berka...
Gdy tak szła ze wzrokiem wbitym w ziemię,
cos kazało jej podnieść oczy. I nagle
ujrzała jego. Nigdy nie myślała, że
znajdzie się z nim tutaj sama;
ponownie...
- Cześć! – powiedziała, starając się
by to zabrzmiało możliwie wesoło i
naturalnie.
- Cześć... – odpowiedział jej prawie
niedosłyszalnie – Ty tutaj? Sama? O
tej porze? Czego szukasz?
- A ty? – spytała, mając nadzieję,
że usłyszy w końcu to, co pragnęła usłyszeć
już dawno – Może szczęścia?
- Szczęście? – uśmiechnął się
– Ono nie istnieje, bo gdyby tak
było... – zamilkł – Zresztą,
spieszę się. To cześć! Rzucił na
koniec...
Odszedł, a ona stała wpatrzona w pustkę...
„Szczęście nie istnieje...”
– te słowa odbijały się echem w jej
głowie. Ale jak? Dlaczego? Za co? Te
pytania nasuwały się jak lawina, która
nagle zasypuje i nie daje możliwości
ucieczki... Za każdym razem, gdy na nią
spojrzał, nawet przypadkowo, gdy obdarzył
ją uśmiechem, gdy powiedział do niej zwykłe
„Cześć” – wiedziała!
Wiedziała, że to nie jest przelotne
zauroczenie. Wiedziała, że go kocha! A on
jej teraz mówi, że szczęście nie
istnieje... Nie wie4działa już po co tu
przyszła, nie wiedziała dokąd iść, błąkała
się bez celu, jak cień... „Życie nie
ma sensu...” – pomyślała.
- Wiem! – usłyszała nagle za
plecami. „Ten głos” –
pomyślała. Ten głos zawsze sprawiał, że
serce waliło jej jak młot, a nogi –
były jak z waty. Odwróciła się. Ujrzała
jego cudowne, niebieskozielone oczy, wręcz
„szafirowo –
szmaragdowe”! I ten piękny
uśmiech...
- Co wiesz? – spytała nieśmiało.
- Już wiem, że ono – szczęście
– istnieje, i wiem czym jest! –
wyrzucił z siebie jednym tchem. Nie mogła
skojarzyć o co mu chodzi – Ty! Ty
jesteś moim szczęściem, a bycie z tobą to
największa radość, jaka mnie w życiu może
spotkać! Kocham Cię!
Nie umiała mu nic odpowiedzieć, nie mogła
się nawet poruszyć. Czuła tylko, jak gorące
łzy spływają jej po policzkach... Wziął jej
ręce w swoje.
- Są zawsze takie zimne – powiedział
– od dziś już zawsze będę je
ogrzewał...
Chciała mu cos odpowiedzieć; powiedzieć, że
też go kocha, jednak słowa były tu zbędne.
On dobrze wiedział, że go kocha. Przecież
sama mu to kiedyś mówiła... Dlaczego wtedy
tak się nie stało? Nieważne! Ważne, że
teraz są razem. A jej miejsce? Teraz miała
dwa takie miejsca: w jego ramionach i w
swoim ukochanym parku...
...ale nie chciałeś...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.