Jerozolima
pod powiekami chodzę po suficie nieba.
ziemia malutka, można ją kopać jak
piłkę.
do tyłu się cofam jak rak, do
przeszłości.
jakiś szaleniec-bohater werbuje do chrztu,
prostuje serpentyny dla Pańskich nóg.
jestem ślepy, z sercem otwartym na
świat.
smród sadzawki z mętnych wód polnych
jest pod ręką, ludzie mówią, że
uzdrawia.
ten smród przypomina fetor grzechu.
głos patrzącego na mnie wybawienia,
mówi: ,,idź i obmyj się w sadzawce
Siloe”.
mój chrzest.
Komentarze (9)
grzech pierworodny znika wraz z chrztem a ten, który
nabywamy w codziennym ziemskim bycie powraca jak
bumerang...i znów jak ten Syzyf...mocne
postanowienie...
Zawsze myślałem że grzech ma raczej zapach kuszący. Bo
cóż skłania ludzi dogrzechu? Ciekawe metafory w
wierszu:)
teraz jest pora na obmycie sie z grzechu by na święta
usiaść do wigilijnego stołu z czystym sercem
piękny wiersz...cóż można więcej...zakończenie
znakomite....idź i obmyj się w sadzawce Siloe....
piękny wiersz,każdy powinienen się zastanowić nad
sobą...u kogoś widzimy drobinkę a u siebie nic, nawet
dużego kloca w oku...tak jest z tymi
grzechami...trafnie to napisałas..
Na nasze grzechy zawsze jesteśmy ślepi.Masz wielki
dar.
Grzech ma różny wymiar, ale każdy potrzebuje
uzdrawiającego obmycia.
O Jerozolimie jak najbardziej na czasie...i o
grzechach,które chcielibyśmy zmyć z
siebie...Refleksyjny wiersz.
Piękny wiersz, nic dodac, nic ując gratuluję talentu