Jesienna rapsodia
Nic nie zdoła powstrzymać spadających
liści,
wiatr im gra na gałęziach pożegnalny
koncert,
polne licho pod nosem pacierze mamrocze
i dla głodnych na ogniu ciepłą strawę
pichci.
Dym w pochodzie donikąd snuje opowieści
o parobku, co miłość dworskiej pannie
wyznał,
czarna owca wśród wilków, a na sercu
blizna,
odrzucony w afekcie na drzewie się
zwiesił.
Mgły okryły krajobraz jedwabnym woalem,
odliczają paciorki w nieświętych
różańcach,
już od wieków Eurydyk nie proszą do
tańca,
nie umiałyby dzisiaj w rytmach się
odnaleźć.
Dzień przemierzył cyferblat, ku nocy się
chyli,
gasi lampy w obejściach od strzelania
batem,
księżyc rozsiał po polach bezsenną
poświatę,
srebrną nicią przeplata złoto-rdzawy
kilim.
Dziad proszalny wyciągnął zza pazuchy
tacę,
pies się urwał z łańcucha, na obcego
szczeka,
jakby diabła zobaczył w przebraniu
człowieka,
który przyszedł po duszę i do drzwi
kołacze.
Komentarze (20)
Witam, Abandonie.
Wiesz, zawsze lubiłam czytać Twoje wiersze. ale ten
jest jak e-mail (bo kto teraz listy pisze),
telefoniczna rozmowa z dawno niewidzianym znajomym.
Albo tak, jakbyś przysiadł obok, i snuł opowieść - co
u Ciebie, o czym rozmyślasz - takie tam super
pogaduchy.
Ewa
sosna* jak to rapsodia - w rytmie sielskiego
charakteru.
Dziękuję za czytanie.
Bardzo melodyjne jesienne obrazki
anula-2* cieszy Stańczyka.
Dziękuję. Wszystkiego dobrego.
Jestem pod wrażeniem Stańczyku.
Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku.