Jesienny pejzaż
Przyjacielowi- Vincentowi, który doświadczył odrzucenia, niezrozumienia i samotności... Podążał za swoją życiową pasją, choć przez to był wiecznie odtrącany...
Zamykam się w ogromie pustyni.
Gwiazdy blado wirują.
Poduszka jak rozbitek
dryfuje po bezkresnym morzu łez.
Nadzieja
pokryta grubą warstwą kurzu.
Nad krawędzią wulkanu przemyśleń
kłęby pustki.
Autodestrukcyjna lawa lęku
Wypala mi wnętrzności.
Myśli
Jak absynt doprowadzają do szaleństwa!
Vincencie!
Czy to Ty malujesz mą ścieżkę życia?
Wszystko nerwowo wiruje!
Piękno chwili... urywa się tak szybko!
Szybko i niespodziewanie,
Jak pociągnięcie Twego pędzla!
Ciemno jak u Matejki
...i ponuro...
Brak inspiracji...
Nie!!!
To nie Ty Vincencie!
Nie!
Ty nie zalałbyś ekspresji pięknych chwil
czernią!
Kruki wycelowały kule
w Twój wspaniały umysł!
Teraz
Odżyły na Twym obrazie!
Czarna chmara
mnie przeraża!
Wichura
Przewraca stracha na wróble.
Słaby
Uparcie zbliża się do wodospadu
klęski...
On – brutalny i piękny;
Jak życie niszczy.
Niszczy
Nadzieję
i radość!
Nie!
Nie Vincencie!
Nie próbuj tego ilustrować,
To nierealne,
Nie uznajesz czerni...
Choć ciągle krążyła w Tobie
czarna krew.
Poczerniała.
Przez krwawe walki z osamotnieniem.
Pędzel się iskrzył
Gdy serce płonęło.
To mój pierwszy wiersz. Pisałam w bezsenną noc w złości w telefonie. Zajełam palce klikaniem by nie oszaleć. Po paru tygodniach go odkryłam i przepisałam do pamiętnika. To był początek...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.